
- "ukradziony Żydom".
Jak podaje Polska Agencja Prasowa (PAP), Generalny Konserwator Zabytków Piotr Żuchowski wyraził w piątek przekonanie, że tzw. złoty pociąg istnieje. "Pociąg jest zabezpieczony przez wyspecjalizowane służby wojskowe" - powiedział. "Widziałem platformy, widziałem działa" - dodał, opowiadając o zdjęciu.
W okolicach Wałbrzycha (Dolnośląskie) zlokalizowano historyczny pociąg z okresu II wojny światowej. Prawnicy reprezentujący dwie osoby prywatne zgłosili ten fakt miejscowemu samorządowi i domagają się od Skarbu Państwa uznania prawa do zażądania przysługującego im 10 proc. znaleźnego. Może chodzić tu o tzw. pociąg ze złotem i innymi cennymi rzeczami, którym pod koniec wojny rzekomo wywieziono z Wrocławia kosztowności, m.in. dzieła sztuki i działa.
Dla nieautoryzowanych poszukiwaczy skarbu: "Istnieje niebezpieczeństwo wybuchu" - ostrzegł Żuchowski. W języku nie-dyplomatycznym, brzmi to: "Będziemy strzelać!".
"Mając na uwadze dzisiejsze wystąpienie Generalnego Konserwatora Zabytków, który z blisko 99 proc. pewnością potwierdził odnalezienie na terenie Wałbrzycha pociągu pancernego z okresu II wojny światowej, Park Wielokulturowy Stara Kopalnia wyraża chęć i gotowość jego przyjęcia oraz ekspozycji na terenie Centrum Nauki i Sztuki w Wałbrzychu" - napisała Żabska.
W swoim komunikacie, Polska Agencja Prasowa (PAP) NIE poinformowała o reakcji ŚWIATOWEGO KONGRESU ŻYDÓW na tą wiadomość. Jak dowiadujemy się z Reuters News dn. 28 sierpnia 2015, "wszystkie wartościowe rzeczy znalezione w tym pociągu MUSZĄ być zwrócone Żydom"!
Prezes Światowego Kongresu Żydów ulokowany w Nowym Jorku, Robert Singer, zaznaczył: "Każdy przedmiot znaleziony w Polsce został skradziony Żydom zanim byli wysłani na śmierć".
Oczywiście, o 10-ciu procentach "od znalezionego" nie ma mowy.
Osobiście nie wyobrażam sobie, żeby polskie dzieła sztuki, działa niemieckie, oraz cały pociąg pancerny "zostały ukradzione" Żydom. Czy wszystkie złote pierścionki znalezione w obozach koncentracyjnych również "zostały ukradzione Żydom"? Czy ktoś ośmieli się dociekać?
(Może pan Sendecki z kamerami TN?)
Obawiam się, że po wyciągnięciu "złotego pociągu" na światło dzienne, okaże się on pusty (jak server internetowy Hillary Rodham Rosenberg Clinton).
==========
Ale, czy ktoś ośmieli się dociekać?
(Może pan Sendecki z kamerami TN?)
Uległość amerykańskim syjonistom naszego nowego prezydenta nie rokuje dobrze.
Prezes Światowego Kongresu Żydów ulokowany w Nowym Jorku, Robert Singer, zaznaczył: "Każdy przedmiot znaleziony w Polsce został skradziony Żydom zanim byli wysłani na śmierć"."
Panie Zdzich,
czy zacytowany fragment z Pańskiego tekstu mógłby Pan wytłuścić, żeby bił po oczach? - to ważne.
Ale cóż prezydent PiS, oraz sam PiS raczej będzie skłonny do zwrotu. Lech Kaczyński powiedział, że bez względu na to, kto będzie rządził interes Izraela w Polsce jest zabezpieczony. Pani Kornhauser też z pewnością będzie chciała wspomóc te środowiska. Bo jeśli zgodnie z tym co twierdził jej ojciec, pan Kahne był panem Kielczan, to sługa powinien wykonywać polecenia Pana.
to cytat z zapisów OPPT, (One peoples Public Trust), który ogłosił 25.12.2012r. upadek światowego prywatnego niewolniczego systemu. OPPT stwierdziło, że korporacje działające pod przykrywką ludzkich rządów i systemu finansowego dopuściły się zdrady wobec ludzi oraz naszej planety bez ludzkiej zgody, wbrew ich woli i bez ludzkiego przyzwolenia.
Więcej w artykule na blogu LOWPORO http://polskiruchoporu.neon24.pl/post/125257,sila-wiedzy-pokonamy-papierowych-falszerzy-i-blaznow
Prezes Światowego Kongresu Żydów ulokowany w Nowym Jorku, Robert Singer, zaznaczył: "Każdy przedmiot znaleziony w Polsce został skradziony Żydom zanim byli wysłani na śmierć"."//
To nie są igrzyska dla ciemnoty. To @ireneusz uważa ludzi światłych za ciemniaków. Albo jest żydem i chce żeby prawem kaduka, a najlepiej po cichu, zagarnęli to wszystko jego rodacy. Bo cały świat wam się należy.
kto jest kto w naszej polityce. Jest normalną rzeczą ze dzieła sztuki mają swojego właściciela i powinny powrócić tam skąd je skradziono. Odnośnie domniemanego złota i kosztowności, takiego właściciela nie ma. Tak więc
jest to lakmusowy papierek dla rządu Polski. Sprawy nabiorą bardzo ciekawego obrotu.
Swoją drogą, ciekawe czy ci, którzy wyciągneli ręce po skarby skłonni są również zapłacić podatek od wzbogacenia.(?)
W rezultacie, imperium starożytnego Egiptu zawaliło się ekonomicznie. Jak zwykle. (Zupełnie podobnie jak ZSRR. Obecnie jesteśmy świadkami tego samego w USA.)
Pros Pana Jezusa o zrozumienie, bo bez Niego zabladzisz!
Mowisz polprawde.
Kiedys, dawno temu myslalam jak ty, bo niesprawdzalam, wiec sprawdz.
Każdy, kto choć trochę interesował się tajemnicami kryjącymi się w murach i podziemiach zamku Książ, na pewno słyszał historię o pociągu, który wiosną 1945 r. wyjechał z Wrocławia i po minięciu stacji Świebodzice nie dotarł do Szczawienka, znikając na 61,8 km linii kolejowej. Legenda ta żyje już własnym życiem, doczekując się nawet fantastycznej wersji o podziemnym połączeniu Książa z pozostałymi kompleksami projektu Riese w Górach Sowich. Czy narosłe wokół tunelu bajki są całkowicie wyssane z palca, czy może wykiełkowały z ziarna prawdy, które ponoć jest w każdej legendzie? Spróbujmy nieco przybliżyć się do odpowiedzi na to pytanie.
Na jednej ze starych pocztówek (Fot. 1) zobrazowano zamek Książ w przyszłości (oryg. Schloss Fürstenstein i. Schl. in der Zukunft). Poza balonami i innymi fantastycznymi obiektami latającymi, artystyczna wizja zamku zawiera obraz pociągu wjeżdżającego na stację z tunelu pod zamkowym wzgórzem. Na budynku dworca widnieje napis: Station Schloss Fürstenstein… http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot01.jpg Fot. 1. Pocztówka przedstawiająca wizję przyszłości Zamku Książ
Według krytyków teorii o tunelu kolejowym do Książa, ta pocztówka mogła być źródłem legendy, która przez kilkadziesiąt lat, w połączeniu z wojennymi tajemnicami okolic, rozrosła się o kolejne wątki, w tym pociąg-widmo wiozący bliżej nieokreślony, ale na pewno niezwykle cenny (Bursztynowa Komnata) lub nadzwyczaj niebezpieczny (broń chemiczna) ładunek. Także rozwinięcie hipotezy tunelu o dworzec, zlokalizowany w północnym korytarzu dolnego poziomu podziemi zamku, lansowane z maniakalnym uporem przez Tadeusza Słowikowskiego, a niepotwierdzone wierceniami na przedłużeniu tegoż korytarza, skłania sceptyków do wysuwania zarzutów o zbyt wybujałą fantazję i brak jakiejkolwiek logiki. Ponadto relacje o znikającym pociągu otrzymywane z drugiej czy dziesiątej ręki są niejednokrotnie sprzeczne w pewnych szczegółach, jak choćby data wyjazdu pociągu ze Świebodzic czy lokalizacja odgałęzienia na km 61,1, km 61,8 albo km 64,8 – czyli w miejscach odległych od siebie o niemal 4 km! Przykładowo, na jednym z forów internetowych nowy użytkownik zamieścił post zawierający następujący tekst:
Sam znam historię tajemniczego pociągu usłyszaną w dzieciństwie od dziadka, który to był kolejarzem na dworcu Wałbrzych Szczawienko jako robotnik przymusowy, i dużo przemawia iż takowy pociąg był koło 14 kwietnia 1945 r., a zwrotnica z toru prawego, która to odchodziła w kierunku zamku, została zdemontowana między 30 kwietnia a 2 maja 1945 r. [1]
Wiarygodność tej relacji jest niewielka, ponieważ w kwietniu 1945 r. Wrocław był okrążony przez Armię Czerwoną, więc wątpliwe jest, aby taki pociąg mógł wyjechać z Wrocławia właśnie wtedy. W zakresie istnienia bocznicy pokrywa się ona jednak z innymi zeznaniami rzekomych świadków. Znana jest bowiem relacja kobiet mieszkających w latach 40-tych w Świebodzicach:
To był wjazd do tunelu. Nazywałyśmy go bunkrem, czasami wchodziłyśmy do środka, ale nie zapuszczałyśmy się daleko – bałyśmy się. Pamiętam też, że do tunelu prowadziły tory. [2]
Kwestia lokalizacji odgałęzienia
Rozważmy możliwe lokalizacje odgałęzienia bocznicy od linii kolejowej. Jeśli miałby powstać tunel pod zamek Książ, należałoby wybrać miejsce najbliższe, aby ograniczyć jego długość. W okolicy często przytaczanego km 61,8 tory biegną w odległości 2,75 km w linii prostej od budynku bramnego zamku, na poziomie ok. 10 m poniżej dolnych podziemi zamku, głównie w łukach poziomych. W przypadku okolic km 64,8 (Fot. 2) odległość od zamku jest minimalna i wynosi 2,31 km w linii prostej. Tutaj tory leżą na odcinku prostym, co ułatwia wbudowanie rozjazdu, a rozpatrywany tunel biegłby niemal prostopadle do nich, co pozwoliłoby na najlepsze zminimalizowanie jego długości. Różnica poziomów między linią kolejową (385 m n.p.m. - Fot. 3) a dolnymi podziemiami zamku wynosi tu ok. 30 m. Choć lokalizacja ta jest niekorzystna z uwagi na profil podłużny tunelu (jeśli miałby się kończyć na dolnym poziomie podziemi), to najlepsza z uwagi na konieczną długość tunelu – zaledwie 2,01 km, licząc do bramy zamkowej. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot02.jpg Fot. 2. Km 64,8 linii kolejowej Wrocław – Jelenia Góra, gdzie miałoby się znajdować odgałęzienie bocznicy (widok w stronę Szczawienka) – fot. T. W., 15.10.2012 r. http://republika.pl/tw_kolejofil/foto/fot03.jpg Fot. 3. Profil podłużny linii kolejowej Breslau – Görlitz (Schlauroth) – http://schlesische-eisenbahnen.de/profil.html
O stacji kolejowej budowanej przy palmiarni specjalnie do obsługi zamku wspomina w swojej publikacji Piotr Kruszyński:
Znane są relacje mówiące o budowie tunelu kolejowego do Książa, i to z różnych miejsc w okolicy. Nie zajmując się ich wiarygodnością, można stwierdzić, że budowa tunelu pod zamek była z technicznego punktu widzenia możliwa. Nie wiadomo tylko, czy takie zamierzenie było rzeczywiście planowane i realizowane. Dla potrzeb obiektu, w jaki przekształcano zamek Książ, budowano za palmiarnią w Lubiechowie dworzec kolejowy. Posiadał on budynek stacyjny i peron z dwoma torami. Poza tym od dworca budowano drogę. Miała się ona łączyć z istniejącą od dawna i prowadzącą w kierunku zamku aleją Lipową. Jeśli w pobliżu linii kolejowej Wałbrzych - Świebodzice rzeczywiście drążono sztolnie, roboty te wytłumaczyć można nie tylko budową tunelu pod zamek. [3]
Poszukiwania tunelu były już nawet prowadzone przez grupy osób skupione wokół Tadeusza Słowikowskiego i Jerzego Rostkowskiego. Niestety nie przyniosły one żadnych nowych odkryć, co powoduje jawne szyderstwa pod adresem jakichkolwiek „poszukiwaczy tunelu”.
Na przełomie maja i czerwca 2010 roku mają być wznowione w Wałbrzychu poszukiwania tunelu, w którym hitlerowcy ukryli pod koniec II wojny światowej pociąg z cennym ładunkiem.
Inicjatorem akcji jest Jerzy Rostkowski, autor książek o nazistowskich projektach. […]
Przedstawiciele kolei zaznaczają, że nie będą robili przeszkód, pod warunkiem stosowania się do obowiązujących zasad bezpieczeństwa. – Osoby prowadzące poszukiwania będą musiały przejść przeszkolenie BHP – tłumaczy Krzysztof Wójcik z Zakładu Linii Kolejowych w Wałbrzychu. – Trzeba będzie także zawrzeć pisemną umowę, a nad całością prac musi czuwać wyznaczona przez nas osoba.
Siedem lat temu zgodę od PKP otrzymał już Tadeusz Słowikowski, emerytowany górnik i badacz tajemnic. Udało mu się wówczas dokopać do kamiennej budowli, która mogła być fragmentem wlotu tunelu. Poszukiwania przerwano, bo osuwająca się skarpa mogła zablokować linię kolejową Wałbrzych – Wrocław. – Jestem przekonany, że pociąg, który wyjechał ze Świebodzic i nie dotarł do Wałbrzycha, nadal stoi ukryty – mówi Słowikowski. – Moim zdaniem wiózł transport rudy wolframu bądź pociski bojowe. [4] http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/wlot.jpg Fot. 4. Mapa niemiecka pokazywana przez Tadeusza Słowikowskiego w filmie Zagadka 65 kilometra zrealizowanym przez TVP Wrocław. Wskaźnik pokazuje okolicę wlotu tunelu.
Powyższa relacja sugeruje, że poszukiwania były prowadzone w bezpośrednim sąsiedztwie czynnej linii kolejowej. Jest to nieco zaskakujące, ponieważ sam T. Słowikowski mówił o bocznicy w filmie Tajemnice Książa, pokazując niemiecką mapę z czasów II wś. z naniesionym przebiegiem m.in. kolejki wąskotorowej zbudowanej od linii kolejowej w okolice książańskiej stadniny. Bardziej szczegółowy widok tej mapy przedstawiono w filmie Zagadka 65 kilometra zrealizowanym przez TVP Wrocław (mapa w czasie 2:35, Fot. 4). Zgodnie z tą mapą odgałęzienie od linii Wrocław – Jelenia Góra znajdowało się w okolicy km 64,8. Tor miał biec łukiem w lewo i znikać pod ziemią dopiero 100 do 150 m przed obecną ul. Wilczą. Co ciekawe, w tym filmie także poszukuje się tunelu w zupełnie innym miejscu niż można by się spodziewać na podstawie mapy...
Mapę pokazywaną w filmach znalazłem ostatnio w formie planszy na wystawie w zamku Książ. Ma ona dość długi tytuł: Übersichts-Karte von den Ländereien des Fürsten von Pleß in Nieder-Salzbrunn - Fürstenstein - Polsnitz - Freiburg - Liebichau u. Seifersdorf nach ihrer Zugehörigkeit zu den einzelnen Verwaltungszweigen (czyli Mapa przeglądowa posiadłości księcia pszczyńskiego w Szczawienku, Książu, Pełcznicy, Świebodzicach, Lubiechowie i Pogorzale według ich przynależności do poszczególnych filii administracyjnych). Mapa jest w skali 1:5000, ale datowana na... 1928 rok! Teraz nasuwa się pytanie: czy bocznica powstała już wtedy, czy została naniesiona w latach 40-tych na starszą mapę? Byłbym za tą drugą opcją.
Ślady terenowe
W terenie można znaleźć drenaż z ceglanymi studzienkami rewizyjnymi i betonową ściankę peronową biegnącą wzdłuż drogi gruntowej po południowo-wschodniej stronie palmiarni (Fot. 5). Ślady te dowodzą, że wybudowano tam tory kolejowe w stronę Książa. Służyły one przeładunkowi materiałów budowlanych na wąskotorówkę, która (na powierzchni) dowoziła je do przebudowywanego zamku. Jeśli nie byłoby przewidywane wprowadzenie normalnego toru w tunel, nie miałaby sensu budowa tej bocznicy w łuku o promieniu ok. 300 m, lecz raczej - przynajmniej na końcu przed kozłem oporowym - wybudowano by ją na odcinku prostym (by uniknąć wykonywania przekopu) czy wręcz w całości równolegle do istniejącej linii kolejowej. Uprawdopodobnia to hipotezę o planowanej lub realizowanej budowie tunelu w kierunku zamku Książ.
Już w okolicy km 64,8 przy czynnych torach znajduje się murowana studzienka, stanowiąca wprowadzenie drenażu do przepustu prowadzącego na drugą stronę torów. Jej odległość od toru jest znaczna, co może sugerować poszerzenie w tym miejscu torowiska, np. pod odgałęziający się tor. Nieco wyżej znajduje się współczesna studzienka z kręgów betonowych. Dalszy odcinek starego drenażu mógł ulec zniszczeniu podczas budowy nowego odwodnienia przy modernizacji linii kolejowej, jednak przy pierwszej brzozie z gruntu wystaje fragment betonowej ścianki, a naprzeciw następnej, przy samej drodze gruntowej, znajdujemy kolejną studzienkę (Fot. 6). http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot05.gif Fot. 5. Mapka z zaznaczonym przypuszczalnym przebiegiem toru i istniejącymi w terenie obiektami – oprac. własne http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot06.jpg Fot. 6. Studzienka przy drodze gruntowej – fot. T. W., 15.10.2012 r.
Idąc dalej drogą, natrafiamy na studzienki na terenie prywatnych ogródków (Fot. 7) czy nawet w wyrównanym podjeździe do jednego z nich (Fot. 8). http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot07.jpg Fot. 7. Studzienka na terenie ogródka – fot. T. W., 15.10.2012 r. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot08.jpg Fot. 8. Studzienka w zniwelowanym podjeździe ogródka, za bramą widoczna ścianka – fot. T. W., 15.10.2012 r.
Pojawia się także ścianka peronowa, wykorzystana częściowo jako fundament ogrodzenia (Fot. 9). Dalej torowisko ginie w lesie. Pomiędzy 60-letnimi drzewami znajdujemy dwie studzienki obok siebie, stanowiące wprowadzenie drenażu w przepust (Fot. 10). Ostatnia studzienka, przez okoliczną ludność traktowana jak śmietnik (Fot. 11), znajduje się tuż przy wzniesieniu usypanym z gruzu betonowego, ceglanego i kamiennego (Fot. 12).
http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot09.jpg Fot. 9. Ścianka peronowa i studzienka rewizyjna drenażu przy pasiece na południowy wschód od palmiarni – fot. T. W., 15.10.2012 r. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot10.jpg http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot10.jpg Fot. 10. Studzienki rewizyjne drenażu w miejscu przepustu, na wschód od palmiarni – fot. T. W., 15.10.2012 r.
http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot11.jpg Fot. 11. Ostatnia studzienka rewizyjna drenażu, zamieniona w dziki śmietnik – fot. T. W., 15.10.2012 r. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot12.jpg http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot12.jpg Fot. 12. Gruzowisko za ostatnią studzienką – fot. T. W., 15.10.2012 r.
Tunel - schron?
Nawet jeśli tor nie miał docierać pod sam zamek, mógł być wprowadzony w ślepy tunel dla zapewnienia ochrony przeciwlotniczej pociągu sztabowego, przywożącego führera do jego Kwatery Głównej – jeśli oczywiście założymy, że taki był cel przebudowy zamku. Przypominałoby to trochę rozwiązanie zastosowane na stacji Watykan (Fot. 13) ze względu na niedostateczną przestrzeń do budowy całej stacji na powierzchni. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/fot13.jpg Fot. 13. Zdjęcie satelitarne stacji Watykan, po lewej wlot tunelu – Google Earth.
Budowa krótkiego, kilkusetmetrowego tunelu koło Książa jako kwatery głównej Hitlera pasowałaby również do "stylu" budowy podobnych obiektów na obecnym terenie Polski. W okolicy Tomaszowa Mazowieckiego w ramach stanowiska dowodzenia Anlage Mitte powstały dwa naziemne schrony kolejowe w Konewce i Jeleniu, oddalone od siebie o kilka kilometrów. Z nich prawdopodobnie nigdy nie skorzystano zgodnie z przeznaczeniem, służyły potem jako magazyny. Między Jasłem a Rzeszowem w ramach stanowiska Anlage Süd powstał podobny schron naziemny w Stępinie i podziemny tunel w Strzyżowie, odległe o kilkanaście kilometrów. Tutaj zostały one już wykorzystane do ochrony pociągów Hitlera i Mussoliniego podczas ich spotkania. Widzimy jednak, że w obu przypadkach schrony były dwa. W okolicy Wałbrzycha jako schron przygotowywano tunel pod masywem Małego Wołowca (niem. Ochsenkopftunnel). Jeden z dwóch równoległych jednotorowych tuneli na pewnym odcinku obudowano tam żelbetem, a nie kamieniem albo cegłą jak w pozostałej części. Drugi (ze starą obudową) obecnie nie posiada nawierzchni kolejowej i można nim spokojnie przejść bez obawy o zdrowie i życie (przynajmniej dopóki nie spotkamy miejscowej młodzieży). Jeśli założylibyśmy, że kompleks Riese miałby być podziemnym centrum dowodzenia, a Książ kwaterą lub rezydencją Hitlera, to logiczne byłoby wybudowanie schronów kolejowych w dwóch miejscach - w pobliżu Riese (pod Wołowcem - dla dowódców, Hitlera albo jego gości) i w pobliżu Książa (dla Hitlera lub gości).
Kilka innych niewiadomych
Doprowadzenie bocznicy z km 64,8 na dolny poziom podziemi Książa wymagałoby zastosowania pochyleń dochodzących do 20‰, co w wilgotnym tunelu mogłoby mieć negatywny wpływ na przyczepność kół do szyn. W przypadku budowli dobrze osuszonej i lekkich składów pociągów takie pochylenie jest jednak możliwe do zastosowania. Alternatywą byłoby doprowadzenie toru na wyższy, obecnie nieznany poziom podziemi. Niejasne informacje o jego rzekomym istnieniu pojawiają się czasem w artykułach:
Są także inni świadkowie potwierdzający zabudowanie lub zawalenie dalszych ciągów sztolni i hal. […] O tunelu znajdującym się powyżej poziomu chodników mówią świadkowie, których relacje są dość wiarygodne. [5]
Prace nad znanymi obecnie chodnikami i hipotetycznym tunelem mogły być prowadzone równolegle. Być może właśnie do tunelu kolejowego miały prowadzić drzwi wykonane w południowej ścianie książańskiego schronu oraz wschodnia odnoga sztolni nr 4? Może wejście na środkowy poziom podziemi umożliwiał zasypany obecnie szeroki szyb na dziedzińcu zamkowym? Wreszcie – może naziści nie zdążyli takiego połączenia wykonać, a nieukończony tunel wykorzystali do ukrycia cennych lub pod jakimkolwiek względem „niewygodnych” materiałów?
J. Piszczek zwraca uwagę, że intensywne prace w podziemiach zamku Książ trwały nieprzerwanie do końca, tj. do 10 maja, mimo że Hitler już wcześniej popełnił samobójstwo, Festung Breslau skapitulowała, a dowództwo niemieckie dzień wcześniej podpisało kapitulację. Dopiero wkroczenie do Wałbrzycha wojsk radzieckich 10 maja 1945 roku przerwało roboty w Książu. [6]
Jeśli uznać tę relację za wiarygodną, to prace prowadzone pod koniec wojny najprawdopodobniej miały charakter maskujący. Jeśli istniało przejście z podziemi zamku do hipotetycznego tunelu kolejowego, mogło wówczas zostać zabetonowane lub wysadzone. Wlot tunelu mógł zostać wysadzony, a przekop zasypany, czego pozostałością może być wspomniane gruzowisko za ostatnią studzienką drenażu.
Co pozostaje do sprawdzenia?
Usunięcie śmieci z ostatniej studzienki pozwoliłoby na stwierdzenie, czy ciąg drenarski biegnie dalej pod gruzowisko, co świadczyłoby o celowym zasypaniu przekopu i, być może, wysadzeniu wlotu hipotetycznego tunelu. Należałoby wówczas zinwentaryzować położenie studzienek w celu dokładniejszego określenia przebiegu toru w planie i w profilu, co pozwoliłoby na wnioskowanie co do kierunku i pochylenia hipotetycznego tunelu.
Podczas ostatniej wizyty w okolicy zasypanego wlotu tunelu przyjrzałem się dokładniej drzewom rosnącym w zabytkowej alei. Niektóre z nich utrzymały dłużej liście, są mniej rozrośnięte od sąsiadów, a jednocześnie wypuszczają wiele pędów od korzeni naokoło pnia. Nasuwa to myśl o uszkodzeniu korzeni przy budowie tunelu lub wręcz przycięciu ich przy przesadzaniu (bon sai też mają przycinane korzenie). Ponadto cała działka nr 78/2 jest mocniej obrośnięta samosiejkami niż reszta okolicznego terenu, co może sugerować mniejsze zagęszczenie, a więc i lepsze nawodnienie gruntu, sprzyjające wzrostowi drzewek.
Mapę lokalizacji studzienek i odcinków ścianki peronowej przedstawiam w pliku KMZ, podlinkowanym pod poniższą fotografię (do odczytu programem Google Earth). Przedstawiłem w nim też jedną z opcji przebiegu toru w tunelu - na ile prawdopodobną, może pokazać tylko dokładniejsze zbadanie sprawy. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/bocznicakmz.jpg Zastanawiać może też zdewastowany budynek na tyłach palmiarni, na powyższym zdjęciu zakryty napisem "portal". Kiedy powstał i czemu służył? Czy studnie zlokalizowane na zaoranym polu na południowy zachód od pięciu szklarni służyły tylko poborowi wody?
O poszukiwaniach tunelu koło Książa na łamach Odkrywcy pisała Joanna Lamparska - artykuły Pociąg pełen skarbów (nr 11/2001) oraz Nowy tunel (nr 1/2002).
Inne pociągi-widma
"Pociąg do Książa" nie jest odosobniony - zarówno w wojennych legendach Dolnego Śląska, jak i w dziełach filmowych pojawiają się inne pociągi znikające pod ziemią. Poświęciłem im osobną podstronę: http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/poc_widma.JPG [1] post użytkownika ROBERT3394 na https://forum.ioh.pl/
[2] Leszek Adamczewski, Zatrzaśnięte wrota, cytat za filmem Sekrety i skarby III Rzeszy – Książ, TVN 2006
[3] Piotr Kruszyński, Wojenne tajemnice zamku Książ. Podziemia, 2008
[4] Artur Szałkowski, Tajemniczy skarb w Wałbrzychu będzie wykopany, „Polska Gazeta Wrocławska”, 11.12.2009 r., cytat za portalem http://wiadomosci.wp.pl/
[5] Stanisław Michalik, Zamek Książ wciąż ściśle tajny, 02.10.2008 r., portal internetowy http://www.walbrzych.info/
[6] Stanisław Michalik, Zamek Książ wciąż ściśle tajny, 02.10.2008 r., portal internetowy http://www.walbrzych.info/
http://tw_kolejofil.republika.pl/tunel.html
Należałoby też zwrócić uwagę, że w swojej wypowiedzi dotyczącej sobieszowskiego tunelu Mirosław Figiel wskazuje miejsce podobne to tego przy palmiarni w Szczawienku, czyli pasiekę bez pszczół - albo metoda strzeżenia tajemnicy była ta sama, albo tunel znajdował się jednak tutaj - bo tabliczka Uwaga pszczoły - niebezpieczeństwo pożądlenia ludzi i zwierząt wisi do dziś... (początek wypowiedzi w czasie 22:01) https://youtu.be/UxM3XrBdCLQ Pozostałe wypowiedzi Mirosława Figla na temat zamku Książ, Bursztynowej Komnaty i sobieszowskiego "złotego pociągu" utożsamianego przezeń z tzw. Szczeliną Jeleniogórską: tutaj oraz tutaj. Więcej - na stronie DSPPH Szukamy Prawdy.
Sobiesz bardziej merytorycznie
Wróćmy jednak do Sobieszowa i przeanalizujmy szkice Podsibirskiego. Czy po tak położonych torach mógłby wjechać pociąg, a tym bardziej ciężki skład pełen złota? Na pewno nie ma mowy o zastosowaniu obrotnic, służących przecież do obracania pojedynczych wagonów, częściej lokomotyw, a nie całych składów! Różnica wysokości między linią kolejową nr 311 a drogą Jelenia Góra - Piechowice jest dość znaczna. Przystanek Piechowice Dolne (dawniej też bocznica Karelmy) znajduje się na wysokości 368 m n.p.m., a tor opada w stronę Sobieszowa ze zmiennym pochyleniem dochodzącym do 16,9‰, osiągając na stacji poziom 355 m n.p.m. Ulica Cieplicka leży na ok. 370-380 m n.p.m., czyli co najmniej kilkanaście metrów wyżej. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/ge-2008.jpg http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/ge-1990.jpg Zdjęcie satelitarne i współczesna mapa topograficzna z zaznaczonymi torami wg szkicu Podsibirskiego (powiększenia po kliknięciu)
Na kolei adhezyjnej (wykorzystującej tylko przyczepność gładkich kół do gładkich szyn) pochylenia nie przekraczają zwykle 20-30‰. Na linii Tanvald - Harrachov osiągnięto 58‰, ale tam była początkowo używana zębatka, dopiero później sprowadzono silniejsze lokomotywy i z niej zrezygnowano. Maksimum dla linii znaczenia miejscowego i bocznic to wg obecnych przepisów polskich 20‰. Przepisy niemieckie EBO z 1928 r. dopuszczały na liniach lokalnych pochylenia do 40‰, czyli metr wzniesienia na każde 25 m toru. Promienie łuków poziomych mogły wynosić min. 180 m na kolejach głównych i 100 m na liniach lokalnych. Biorąc pod uwagę odległość hipotetycznych wlotów tuneli od linii nr 311, tory bocznicy musiałyby być położone pod mniejszym kątem do poziomic, co - o dziwo - można osiągnąć, układając tory wg szkicu i wprowadzając w przekopy przed wlotami do tuneli. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/ge-1940.jpg http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/ge-1960.jpg Mapy topograficzne: z 1940 r. (przedruk amerykański z 1952 r.) i powojenna z zaznaczonymi torami wg szkicu Podsibirskiego (powiększenia po kliknięciu)
Wątpliwości mogą się pojawić, jeśli spojrzymy na mapę z 1943 r., której skan odnalazłem tutaj, a fragment reprodukuję poniżej. Skanowanie w niskiej rozdzielczości, prawdopodobnie z kserokopii mapy, sprawiło, że linie oznaczające drogi i tory są właściwie nie do odróżnienia. Kartograficzny chaos potęgują równie niewyraźne poziomice, cieki wodne i linie siatki. Wyłaniają się z nich jednak dwie podwójne linie odchodzące od toru kolejowego w kierunku masywu Sobiesza, których nie było na mapie z 1940 r. - jedna od łuku toru za stacją Hermsdorf (dziś Jelenia Góra Sobieszów), a druga od następnego łuku tuż przed stacją Nieder-Petersdorf (dziś przystanek Piechowice Dolne). Jest jednak pewien problem - mają one zupełnie inny przebieg niż proponował Podsibirski, chociaż miejsce ich zakończenia odpowiadałoby pochyleniu toru w granicach wymaganych przez przepisy.
A może linia biegnąca do Petersdorfu była tylko drogowym objazdem terenu, na którym prowadzono prace? Droga polna o zbliżonym przebiegu co prawda była tu już na starszych mapach, ale łuk tej nowej jest podejrzanie styczny do linii kolejowej - ewentualny przejazd wymagałby dwóch ostrych zakrętów. Poza tym przecina ona drogę jakby "wierzchem". Wygląda więc na to, że mamy jednak do czynienia z torem kolejowym. Analogicznie wygląda przypadek linii biegnącej od Hermsdorfu, jednak tu nie było wcześniej drogi. http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/frag_1943.jpg Fragment skanu mapy niemieckiej, ponoć z 1943 r. (powiększenie dwukrotne; źródło tutaj)
Jeszcze większe zamieszanie powoduje zapoznanie się z planem Karelmy noszącej wówczas nazwę Fabrik Petersdorf der G.M.B.H. zur Verwertung chemischer Erzeugnisse (Dynamitfabrik) - w miejscu linii oznaczonej na mapie z 1943 r. jest tam istniejący do dziś zbiornik wody. Nie było go na mapie z 1940 r. Można by to wytłumaczyć tylko dokonaniem rozbudowy fabryki (m.in. o zbiornik) w czasie późniejszym niż stan przedstawiony na powyższej mapie. Jednak na tym zdjęciu, datowanym na 1925 rok, zbiornik jest... Co ciekawe, na planie fabryki oznaczono tory stacji Nieder-Petersdorf, ale nie ujęto torów na terenie zakładu! http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/peter-mapa-3.jpg http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/karelma-stara.jpg Mapa gminy i plan zakładu z lat 40-tych obejmujące teren późniejszej Karelmy (powiększenia po kliknięciu)
Na mapie gminy zwraca też uwagę pewien pewien szczegół - na południowy zachód od fabryki nie ma istniejącego obecnie osiedla domków jednorodzinnych. Potwierdza to mapa powojenna. Mamy więc też trzecią możliwość wjazdu w masyw - na przedłużeniu istniejącej bocznicy (schemat znany z Lubiechowa): http://tw_kolejofil.republika.pl/foto/karelma-orto.jpg Hipotetyczne przedłużenie bocznicy Karelmy na zdjęciu lotniczym oraz mapach: powojennej i współczesnej (powiększenia po kliknięciu)
Pytania pozostają
Niemcy musieliby się dobrze postarać, by zakamuflować ślady po każdym torze kolejowym. Nawet jeśli byłby on położony tylko prowizorycznie, należałoby wykonać przekopy, a następnie je zasypać. Z hobbystycznego poszukiwania śladów po rozebranych kolejach wiem, że powstałe w ten sposób różnice w składzie gruntu są widoczne na zdjęciach lotniczych nawet po wielu latach, nawet na zaoranych polach. Często roślinność przybiera nieco inny odcień zieleni albo rozwija się mniej lub bardziej bujnie. W Piechowicach i Sobieszowie takich śladów raczej nie widać, jedynie w okolicy środkowego toru wg szkicu Podsibirskiego mamy większe zachwaszczenie pola. Poza tym są tylko cieki o nienaturalnie prostym przebiegu, który może wynikać po prostu z melioracji pól uprawnych.
Wygląda na to, że pytanie: "Czy pod górą Sobiesz coś się kryje?" jest nadal aktualne...
Przybliżony przebieg hipotetycznych bocznic opisanych powyżej przedstawiam w pliku KML:Sobiesz.kml
Jeśli ktoś posiada dostęp do elektronicznej wersji zdjęć Piechowic i Sobieszowa, które były wykonywane w 1952 r. (pojawiają się w filmie Cień nazistowskiego złota), prosiłbym o kontakt.
Filmowy odpowiednik
Swój bardziej fantastyczny odpowiednik dolnośląskie pociągi-widma miały również w filmie The Phantom Train of Doom (Pociąg widmo) z serii The Adventures of Young Indiana Jones (Przygody młodego Indiany Jonesa). Młody bohater podczas I wś. pomaga na Czarnym Lądzie w polowaniu na pociąg transportujący niemieckie działo dużego kalibru. Pociąg, niczym jego "koledzy" spod Szczawienka i Piechowic, znika na niby-ślepym torze prowadzącym w kierunku wzgórza...
http://tw_kolejofil.republika.pl/poc_widma.html
Muszę pilnować, aby było czytelne na temat.
Naziści niemieccy zgromadzili nieprzebrane bogactwa. Grabili podbite kraje i skazanych na zagładę żydów. Do dziś nieznany jest los sporej części skarbu III Rzeszy. Gdzie go szukać? W opuszczonych kopalniach czy na tajnych kontach w szwajcarskich bankach?
Pieniądze Niemców a nie hitlerowców to jedna z największych tajemnic II wojny światowej. Przez lata była chroniona przez tych, którzy na wojnie i służbie dla Hitlera się wzbogacili, i przez tych, którzy zagarnęli zaginione skarby Trzeciej Rzeszy. Dlatego w opowieściach o latach 1939-1945 pieniądze pojawiają się rzadko. Kradzież towarzyszyła niemieckim nazistom od pierwszych do ostatnich dni władzy.
Bez rabunku nie byliby w stanie przez pięć lat prowadzić wojny niemal z całym światem. Na koniec zaś bez skradzionych pieniędzy nie mogliby uciec z Europy i urządzić sobie dostatniego życia. Ile ze skarbu Trzeciej Rzeszy pozostaje jeszcze do odkrycia? To pytanie do dziś nie znalazło odpowiedzi. Nie ma też odpowiedzi na drugie: gdzie tych skarbów szukać? W zasypanych sztolniach i opuszczonych kopalniach czy na tajnych kontach w szwajcarskich bankach?
Pierwszymi ofiarami grabieży stali się niemieccy żydzi. Po wprowadzeniu w 1935 r. ustaw norymberskich stracili firmy, konta i nieruchomości. Po anszlusie Austrii Trzecia Rzesza po raz pierwszy sięgnęła po majątek całego państwa. Niemcy zlikwidowali Austriacki Bank Narodowy, a jego aktywa – 78 ton złota o ówczesnej wartości 100 mln dolarów (dziś byłby to miliard) przejął Reichsbank. Był to ogromny łup. Austriackie rezerwy złota aż trzykrotnie przekraczały ówczesne rezerwy niemieckie.
Na ratunek przed rabunkiem
Tego typu praktyka stała się regułą przy okazji każdej kolejnej agresji. Czechosłowacja, Wolne Miasto Gdańsk, Norwegia, Holandia, Belgia, Jugosławia, Grecja, Albania, a w końcu też Włochy – wszystkie te kraje zostały ograbione ze swoich rezerw złota i walut. Był to zinstytucjonalizowany rabunek na niespotykaną w historii skalę.
Trzecia Rzesza ukradła m.in. równowartość ponad 25 mln dolarów Czechosłowacji, 163 mln dolarów Holandii, 225 mln dolarów (głównie belgijskich) zagarnęła po zwycięstwie nad Francją, 100 mln dolarów po zajęciu Włoch. W szczytowym okresie grabieży rezerwy złota Banku Rzeszy przekroczyły 772 miliony dolarów, czyli według obecnej wartości grubo ponad 7 miliardów dolarów. Tylko Polsce udało się wywieźć i uratować przed nazistami 75 ton złota z rezerw Banku Polskiego.
Zobaczcie konferencję prasową Generalnego Inspektora Ochrony Zabytków ws. „złotego pociągu” niemieckich nazistów z czasów II wojny światowej: http://swiat.newsweek.pl/nie-tylko--zloty-pociag---gdzie-jest-zloto-nazistow,96796,1,1.html Czechosłowackie złoto, które tuż przed upadkiem republiki zostało wysłane do Wielkiej Brytanii, jeszcze przed wybuchem wojny sprowadzono z powrotem na żądanie marionetkowego rządu Protektoratu Czech i Moraw. Belgia próbowała ratować swoje złoto, wywożąc je do Francji. Jednak po upadku Paryża reżim Vichy, chcąc chronić własne aktywa, belgijskie wydał hitlerowcom.
Los belgijskiego złota pokazuje, jak Niemcy „prali” skradzione aktywa, by móc wprowadzić je do legalnego obiegu i finansować wojenne wydatki. Większość banków zmuszono do sporządzenia pisemnego transferu złota do Reichsbanku. Wobec niezgody władz tamtejszego banku centralnego na zalegalizowanie rabunku belgijskie złoto przewieziono do skarbca w Berlinie, przetopiono na sztabki typu niemieckiego, opatrzono sygnaturami Reichsbanku i wybito wsteczną datę: 1938 r.
Złote zęby
Wkrótce III Rzesza uruchomiła nowe zbrodnicze źródło dochodów – Holokaust. Tym razem konfiskata majątków żydowskich w podbitych krajach była jedynie pierwszym etapem gromadzenia aktywów na specjalnie stworzonych kontach Reichsbanku, ostatnim było zdzieranie ślubnych obrączek i wyrywanie złotych zębów zamordowanym w komorach gazowych.
„Wolno zabrać złoto i walutę” – głosiły plakaty w warszawskim getcie. Oznaczały one mniej więcej tyle: nie zapomnijcie zabrać ze sobą pieniędzy i złota” – pisze Rachela Auerbach, autorka książki „Na polach Treblinki”. Żydzi, sądząc iż są przesiedlani na wschód, starali się jak największą część swego majątku zamienić na poręczne, łatwe do transportu kosztowności. Mieli ze sobą: wieczne pióra ze złotymi stalówkami wypełnione zamiast tuszu brylantami, najróżniejsze szlachetne kamienie, perły, złote dolary i ruble, zabytkowe numizmaty. Obsługę finansową Holokaustu, a zarazem pranie pieniędzy pochodzących z mordu zapewniał Reichsbank. Na podstawie specjalnej umowy z Wydziałem Gospodarczo-Administracyjnym SS, odpowiedzialnym za zarządzanie obozami koncentracyjnymi i obozami zagłady, Bank Rzeszy zobowiązany był wprowadzać do obrotu banknoty, papiery wartościowe, złote zęby, biżuterię, futra oraz wszelkie inne łupy zdobyte przez przemysł śmierci.
Wartość majątku zagrabionego żydom i wprowadzonego do legalnego obrotu finansowego jest nieznana. Jednak tylko w 1943 r. i podczas jednej operacji „Reinhardt” (eksterminacji żydów w Generalnym Gubernatorstwie) do depozytów SS wpłynęła równowartość ponad 40 mln dolarów (niemal pół miliarda według dzisiejszej wartości). Zespół gorączki złota
Pytanie, ile z tych pieniędzy przetrwało II wojnę światową. 7 kwietnia 1945 r. żołnierze amerykańskiej 3. Armii gen. Pattona w opuszczonej kopalni soli Kaiseroda w Merkers w Turyngii odkryli nazistowski skarb o wartości 315 mln dolarów. Pod ziemią zostało ukrytych m.in. 70 tys. worków Reichsbanku, a w nich ponad 250 ton złota zrabowanego w całej Europie. Amerykanie odkryli też tunel ze złożonymi tam dziełami sztuki – bezcennymi obrazami i rzeźbami. O odkryciu skarbu zadecydował przypadek. Dwaj żołnierze podwieźli do szpitala kobietę w ciąży, francuską robotnicę przymusową. Od niej usłyszeli plotkę o kopalni pełnej złota.
W latach 70. znany tropiciel zaginionego nazistowskiego złota, Ian Sayer, wytropił dwie sztabki złota z próbą Reichsbanku w skarbcu Bank of England. Okazało się, że odnalezione w Anglii złoto było częścią skarbu złożonego w Mittenwald w górach Bawarii. Do odkrycia skarbu z Mittenwald doszło zapewne także w 1945 roku. Zapewne, bo tym razem znalezisko otoczono tajemnicą. Amerykanie znaleźli tam ponoć 728 sztab złota, złote monety, waluty, reichsmarki i matryce do ich druku. Część skarbu stanowiły aktywa Reichsbanku. Nie wiadomo do dziś, czy skarb z Mittenwald został ukryty w ramach jakiejś oficjalnej operacji, czy był prywatnym szabrem wyższych oficerów i hitlerowskich dygnitarzy, zbierających fundusze na rozpoczęcie nowego życia po upadku III Rzeszy.
W 1945 i 1946 r. Amerykanie i Brytyjczycy wykryli jeszcze kilkanaście mniejszych i większych kryjówek ze złotymi i srebrnymi sztabkami, monetami, drogimi kamieniami i gotówką. Były to m.in. skarb Goeringa, Himmlera, szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy RSHA Ernsta Kaltenbrunnera, zrabowane z Węgier rezerwy srebra i złota. Amerykanie swe sukcesy zawdzięczali specjalnym jednostkom stworzonym do poszukiwania i odzyskiwania zrabowanych przez Trzecią Rzeszę skarbów. Nazwano je zespołami gorączki złota. Ich uzbrojone konwoje kursowały po całych Niemczech.
Gorączka złota w okupowanych Niemczech z końcem 1946 r. wygasła, a znalezisko Sayera było bodaj ostatnim odkryciem zaginionych nazistowskich skarbów, które ma w sobie coś z przygodowych opowieści o poszukiwaczach skarbów i skrzyniach złota poukrywanych w zapomnianych kopalniach i jaskiniach. Rolę poszukiwaczy skarbów Trzeciej Rzeszy przejęli prawnicy, miejscem poszukiwań stały się zaś nie zamaskowane kryjówki górskie, a tajne konta w szwajcarskich bankach.
Szwajcarskie skrytki
Szwajcaria była hitlerowskim finansowym oknem na świat. Odegrała podwójnie ponurą rolę. To tutaj dokonywano wymiany zagrabionego złota na walutę, a za pośrednictwem tutejszych banków rozliczano olbrzymie transakcje zakupu surowców wojennych. Szwajcaria produkowała także dla Niemiec broń i amunicję.
Na dwuznaczną rolę państwa szwajcarskiego zwrócił pod koniec 1943 r. uwagę Carl A. Spatz, dowódca operującej w Europie amerykańskiej 8. Armii Lotniczej. Był wściekły z powodu utraty nad neutralnym terytorium kilku zbłąkanych bombowców. W liście do Cordella Hulla, sekretarza stanu USA, Spatz skarżył się, że naloty na niemieckie obiekty przemysłowe mają niezadowalającą skuteczność, gdyż najważniejsze fabryki są rozlokowane na terenie Szwajcarii, która mimo neutralności zachowuje się wobec USA agresywnie i nieprzychylnie.
Czytaj też: Złoty pociąg. Co wiemy po konferencji konserwatora zabytków?
Działo się to w tym samym czasie, gdy Szwajcaria bez najmniejszego sprzeciwu przepuszczała przez swoje terytorium niemieckie pociągi wiozące francuskich i włoskich Żydów do Auschwitz. Szwajcarski kolejarz Otto Frei w dokumencie BBC piętnującym hipokryzję Szwajcarów twierdził, że mieli oni pełną świadomość, co to za pociągi. Od kolejarzy wymagano dyskrecji i jak najszybszego wyprowadzenia składów poza granice kraju.
Od połowy 1943 r., po klęsce pod Stalingradem i na Łuku Kurskim, nazistowscy dygnitarze zaczęli przenosić z Niemiec do Szwajcarii zarobione na wojnie i okupacji pieniądze. Przemysłowcy i koncerny, takie jak Bosch, Siemens i Krupp, za pośrednictwem Szwajcarii przesyłali miliony marek do filii swoich zakładów w Ameryce Łacińskiej, najróżniejsze niemieckie instytucje, np. RSHA czy ministerstwo spraw zagranicznych, tworzyły w Szwajcarii tajne fundusze.
W 1944 r. na rozkaz Heinricha Himmlera zniesiono zakaz wywozu kapitałów z Rzeszy, a strumień przelewów zamienił się w rwącą rzekę. Tajne służby USA i Wielkiej Brytanii, zdając sobie sprawę, iż aktywa trafiające z Niemiec do Szwajcarii pochodzą z rabunku, próbowały śledzić te transfery w ramach operacji o kryptonimie Safeheaven. Aliantom udało się ustalić, że w czasie wojny Niemcy poza oficjalną wymianą handlową ulokowali na tajnych szwajcarskich kontach ponad 6 mld dolarów (dziś byłoby to ponad 60 miliardów!).
Prawnicza walka o odzyskanie majątku zagrabionego przez nazistów, a ukrytego w Szwajcarii trwa do dziś. Chodzi nie tylko o złoto nazistowskie, ale o setki tysięcy kont z oszczędnościami Żydów, których krewni ocaleli z Zagłady. Szwajcarzy przez lata odmawiali im wypłat, żądając niemożliwego, np. aktów zgonu ludzi zagazowanych w komorach obozów koncentracyjnych.
We wrześniu 1996 r. parlament szwajcarski postanowił wszcząć dochodzenie w sprawie wszystkich transakcji finansowych z nazistami. Jednocześnie Amerykanie zagrozili zamrożeniem kont banków szwajcarskich afiliowanych przy Wall Street. Ostatecznie pod międzynarodowym naciskiem 18 sierpnia 1998 r. Szwajcaria podpisała międzynarodową umowę, w której zobowiązywała się do wypłaty potomkom ofiar Holokaustu ćwierć miliarda dolarów w trzech transzach. W 2001 r. 35 osób z 36 krajów otrzymało pierwsze szwajcarskie odszkodowania. Zdjęcia tu... http://swiat.newsweek.pl/nie-tylko--zloty-pociag---gdzie-jest-zloto-nazistow,96796,1,1.html
Nic dziwnego, że znalazcy „złotego pociągu” zaczęli od wynajęcia kancelarii prawniczej. Zgodnie z prawem ew. znaleźne zależy wyłącznie od dobrej woli urzędników.
Wszystko, co pod ziemią - należy do Skarbu Państwa. Dlatego jeśli znalazłeś cenny zabytek, musisz go oddać. Nie należy Ci się także znaleźne. Jeśli będziesz mieć szczęście - dostaniesz nagrodę od ministra kultury. W ciągu ostatnich 10 lat przyznano zaledwie kilkadziesiąt takich nagród. Najwyższa wyniosła 60 tys. zł. Większość nie przekroczyła 25 tys. Zazwyczaj można liczyć na dyplom.
Za zatrzymanie skarbu u siebie i próbę jego sprzedaży grożą za to kary - nawet 100 tys. zł. „na cel społeczny związany z opieką nad zabytkami”.
Nagrody dotyczą jedynie amatorów. Profesjonalni archeolodzy o gratyfikacjach mogą tylko pomarzyć.
Wartość rynkowa znajdowanych „skarbów” często jest nawet kilkadziesiąt razy wyższa, niż przyznawane nagrody. Gdy znalezisko to np. złota biżuteria, znalazcy bardziej opłacałoby się nawet przetopienie, niż oddanie do muzeum.
Kilka miesięcy temu TVN24 donosił o znalezieniu złotych bransoletek na polu pod Jasłem. Rolnik oddał je do muzeum. Wartość samego kruszcu to kilka tysięcy złotych. Ministerstwo wciąż nie podjęło decyzji, jaką nagrodę przyzna.
W 2012 r. w Deszcznie pod Gorzowem znaleziono zbiór przedmiotów z brązu, pochodzący prawdopodobnie z VIII wieku p.n.e. Znalezisko jest bezcenne, jego wartość trudno oszacować, ale na wolnym rynku mogłaby osiągnąć miliony złotych. Znalazca dostał 20 tys. zł.
Również w 2012 r. płetwonurkowie znaleźli późnośredniowieczny, bardzo dobrze zachowany topór. Nagroda wyniosła tysiąc złotych.
W innych krajach nagrody są o wiele wyższe. W Wielkiej Brytanii można otrzymać sumę prawie tak dużą, co wartość rynkowa odnalezionych przedmiotów. http://polska.newsweek.pl/zloty-pociag-odnaleziony-nagroda-dla-znalazcy-,artykuly,369461,1.html Ps. W USA wszystko co biega po twojej ziemi i co możesz znaleźć pod jej powierzchnią należy do ciebie. Czy to będzie ropa czy złoto Apaczów. Tutaj obywatel jest nikim, pachołkiem bez prawa do posiadania broni a nawet możliwości ścięcia topoli na własnej działce. To wynika z tego, że cokolwiek się znajdzie to trzeba po cichu wywieźć i sprzedać. I tym właśnie się różni Polska od USA, tam jak przy brzegu Florydy znaleźli wraki hiszpańskie, to Stan Florydy chciał zabrać poszukiwaczom skarbów wszystko a sąd oznajmił, że niech Stan Florydy jak chce to sobie niech szuka i jak znajdzie to to co znajdzie będzie należało to Stanu Florydy a Tak to Stan Florydy musiał wszystko oddać znalazcom, pamiętam, że ten skarb liczył się w setkach milionów dolarów.